wyjazdy sportowe:

Obóz pływacki WMT – Szczyrk 25.12.2011 – 01.01.2012

tekst: Renata, zdjęcia: DAR
To już drugi raz jesteśmy na obozie pływackim WMT w okresie przerwy świąteczno-noworocznej. Przed wyjazdem wszyscy uczestnicy otrzymali plan obozu. Podliczyłam ilość godzin zaplanowanych na aktywności i wyszło mi 25. Sporo jak na 8 dni pobytu. Nie jechaliśmy jednak do Szczyrku bez przygotowania, więc nie przerażało nas codzienne pływanie, ani ćwiczenia na sali co drugi dzień. Były też dziury "wolnego" czasu, czyli wyjścia w góry lub na narty. Zabraliśmy ze sobą biegówki, choć nie do końca wierzyłam czy uda się z nich zrobić użytek (2 lata temu z powodu braku śniegu narty przeleżały cały obóz w zamkniętym pokrowcu). Jakie jednak było nasze zdziwienie gdy okazało się, że w samym Szczyrku śnieg jest, podczas gdy po drodze nigdzie go nie widzieliśmy. Szczęście nam sprzyjało od samego przyjazdu.
Pierwszego dnia mieliśmy już zajęcia na sali i nasze ulubione ćwiczenia mięśni brzucha, potem bezpośrednio basen. Pierwsze pływanie trwało tylko 1 godzinę, ale grupa, w której ja pływałam miała na koniec zajęć sprawdzian na 400 m, tak na rozgrzewkę obozu. Darek miał zajęcia w szybszej grupie i jego treningi pływackie nie były takie lajtowe jak moje, a na pewno przepływali w ciągu tego samego czasu o około 1 km więcej.
Niewątpliwie to był nasz najdłuższy jak do tej pory kontakt z chlorowaną wodą: każdy dzień rozpoczynaliśmy pływaniem trwającym 1,5 godziny. Pływaliśmy bez długich przerw odpoczynkowych, a czasami zdarzało się, że tych przerw nie było wcale. Znacie to? - dopływasz do ściany i słyszysz "hop" do kolejnego interwału, a ledwo możesz złapać oddech. Pływając kolejne zadania doskonaliliśmy styl, ale i tak pewne elementy są nadal do poprawy, co zostało obnażone podczas analizy nagrań podwodnych naszych umiejętności pływackich, choć każdy starał się przed kamerą jak mógł najlepiej.
Były też bardziej radosne i motywujące chwile na basenie, jak kilka zanotowanych podczas zadań ze stoperem życiowych rekordów na różnych dystansach. Zaczęliśmy też zwracać większą uwagę na nawroty koziołkowe (do tej pory unikany element naszego pływania), które stają się bardzo ważne nie tylko na krótkim basenie. Duża tu zasługa obozowych trenerów: Moni i Andrzeja, którzy bardzo wszystkich motywowali i niezwykle emocjonalnie przekazywali swoją pływacką wiedzę. W każdej niemalże rozmowie oraz podczas kilku specjalnie dedykowanych spotkań poza basenem, poświęconych technice pływania, chłonęliśmy wraz z chlorem te nauki, aby zaowocowały udoskonaleniem techniki, a co za tym idzie szybszym pływaniem.

W ramach przerw odpoczynkowych relaksowaliśmy się na nartach biegowych. Na początek przypomnienie sobie kilku kroków narciarskich z profesjolanym trenerem ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego i trasy na Kubalonce nie były dla nas żadnym wyzwaniem. Przez kilka pierwszych dni utrzymywała się mgła więc widoków na okolicę nie mieliśmy, a często nie było także widać końca stromego zjazdu, ale fun z nart był. Zwłaszcza gdy spróbowaliśmy pobiegać na wypożyczonych nartach bez łuski, posmarowanych tylko na tzw. trzymanie. To dopiero była jazda bez trzymanki. Czułam się jak Justyna Kowalczyk.
Sala sportowa, na której odbywały się popołudniowe zajęcia "na lądzie", jak to nazywają pływacy, była oblegana nie tylko przez nas. W trakcie naszego pobytu były tam rozgrywane mecze międzypaństwowe kadetów U-16 w ramach turnieju nadziei olimpijskich w koszykówce. Grały zespoły Słowacji, Czech, Węgier i Polski. My kibicowaliśmy oczywiście naszym (w białych strojach). Były sportowe emocje, ciekawe akcje i niezłe widowisko.
Gdy znudziły się nam już narty i mecze koszykówki postanowiliśmy wybrać się na pieszą wycieczkę podziwiać góry. Spadł świeży śnieg, który dodał tylko uroku prawdziwej zimowej scenerii. Zresztą popatrzcie sami jak to wyglądało.
Udane zakończenie starego roku i powitanie Nowego Roku wśród ośnieżonych świerków. Żal było wracać do domu.