XXIII Mistrzostwa Polski w Triathlonie
Górzno

25.06.2011

tekst: Renata
zdjęcia: Małgorzata Krzemińska (biegampolodzi.pl)
Górzno to miasto w woj. kujawsko-pomorskim, w powiecie brodnickim. Jedziemy tam z filem gdzie mamy zarezerwowany nocleg tuż przy miejscu startu, czyli nad Jeziorem Górznieńskim. Zanim jednak będziemy podziwiali panoramę ze wzgórza, gdzie jest usytuowany ośrodek Wilga, w którym będziemy nocować, trafiamy na rynek, na którym spotykamy kilkoro znajomych triathlonistów. Odebraliśmy pakiety startowe w biurze zawodów, a potem idąc tropem innych uczestników odnajdujemy szkołę, w której jest odprawa techniczna przed zawodami. Nigdzie w regulaminie, ani na stronie organizatora (Urząd Gminy w Górznie) nie było żadnych informacji o tym gdzie są te dwa ważne miejsca, ale przecież to są Mistrzostwa Polski, więc po co komuś taka informacja. Zresztą, jak to powiedziała zapytana o drogę kobieta, jak sądzę mieszkanka Górzna: - „Szkoła? Idźcie tędy. Nie sposób jej nie zauważyć.” Po czym poszliśmy za daleko, zwyczajnie pobłądziliśmy i spóźniliśmy się na początek odprawy. Trzeba było tu po prostu być we wcześniejszych edycjach żeby to wszystko wiedzieć. My jednak wcześniejsze edycje odpuszczaliśmy, bo najpierw nie byliśmy przygotowani, potem ja wystraszyłam się limitów na etap pływacki (40 minut). Teraz jednak jesteśmy tu i dowiadujemy się na odprawie, że: woda ma temp. 19,5 st. C, są dwie strefy zmian: jedna nad jeziorem, a druga na rynku, panie startują osobno, jako pierwsze i że elita też musi zakładać na bieg te numery startowe na białych gumkach, co to używa się do majtek.

Wieczorem udajemy się jeszcze na objazd kawałka trasy między naszym ośrodkiem, a jeziorem gdzie będzie start i strefa zmiany po pływaniu na rower. Na dole nad jeziorem spotykamy Radka Mieszkowskiego, który tłumaczy nam jak będzie przebiegała trasa pływacka: 2 trójkąty bez wychodzenia z wody. Najpierw płyniemy z brzegu do boi gdzieś na środku jeziora, a potem powrót. Jest już ciemno, więc niewiele widać, ale wracając testujemy podjazd, który jutro będziemy pokonywać zaraz na początku trasy rowerowej. Wszyscy straszą, że dostaje się zadyszki, ale nie wygląda to tak źle. Jest podjazd, ale nie taki znowu sztywny. Zresztą cała trasa ma pogórkowaty profil, o czym zdążyliśmy się przekonać jadąc tutaj samochodem. Tuż przed Górznem droga nigdzie nie była płaska, tak więc należało się spodziewać kilku przewyższeń. Logistyka jutrzejszego dnia opracowana, można zatem iść spać. Szczęśliwie nie mamy hałaśliwych sąsiadów tak więc na śniadanie schodzimy wyspani, w przeciwieństwie do innych gości, także uczestników zawodów. Posiłek jest wliczony w cenę noclegu i o odpowiedniej godzinie, więc ośrodek jest przystosowany dla startujących. Przy sąsiednim stoliku uczestnikom zawodów towarzyszą trenerzy: Monia i Andrzej z Mastersów. Bardzo to miłe z ich strony, że przyjechali pokibicować.

Teraz musimy tylko zrealizować nasz plan przedstartowy, czyli spakować się i pojechać samochodem na rynek gdzie zostawimy rzeczy na zmianę biegową, a potem wrócić pieszo do ośrodka i zwolnić pokój zabrawszy z niego rowery i drobiazgi potrzebne do pierwszej części zawodów. Nawet nie musimy się martwić o klucz do samochodu, który zdeponowaliśmy u kolegi Manio. No dobrze, ale przecież jeszcze nie zapłaciliśmy za nocleg. Zatem szybki powrót na rynek do samochodu i jeszcze raz cała procedura od początku. Nasz misterny plan trochę się posypał, a tymczasem czas płynie nieubłaganie. Rozdzielamy się więc. Ja jadę już rowerem nad jezioro, bo start kobiet jest wcześniej. Darek z filem jeszcze zostają w ośrodku. Standardowe przygotowania przed startem. Witam się z Uli i decydujemy się na wcześniejsze wejście do wody. Zimna. Pierwsze zetknięcie daje wrażenie niemiłego zatykania, ale po kilku ruchach jest już lepiej. Czekam razem z dwudziestoma kilkoma dziewczynami na start. Dwie, czy trzy nie maja pianek i trzęsą się z zimna. Dzień jest pochmurny, nie ma ani grama rozgrzewającego słońca. Po sygnale startu wszystkie rzuciły się do wody tak, że aż się zapieniło. Ja spokojnie na końcu stawki, miarowo przemieszczam się do pierwszej i kolejnej boi. W piance jest komfortowo, więc nie muszę dla rozgrzewki machać tak szybko rękoma i nogami. Zresztą jest dużo czasu, całe 40 minut. Płynący obok asekurujący kajak daje mi poczucie dobrego kierunku. Gdy dopływam do brzegu po drugiej pętli widzę na plaży tłum czekających na swój start zawodników. Trochę mnie to peszy, bo z jednej strony ja szamocząca się w wodzie żeby jak najszybciej skończyć, a z drugiej grubo ponad setka chłopa niecierpliwie czekająca kiedy zacznie. Spiker coś mówi, że do limitu zostało dużo czasu i że jeszcze jedna pani płynie (to nie o mnie, bo ja już zdejmuję piankę w strefie zmian ), wiec panowie rozpoczną przed planowanym czasem startu.
Trochę się gubię z przebieraniem, ale w końcu jakoś poszło i już jadę. Podjazd nie jest taki straszny, wystarczy zmienić przełożenie w rowerze i już jestem na rynku. Potem jeszcze jeden większy podjazd za miastem i skręcam na pętlę, którą będziemy pokonywać trzy razy. Ruch samochodowy miał być zamknięty, skąd więc ten wyprzedzający mnie samochód? No tak, to dubluje mnie czołówka kobiet z pilotującym je samochodem policyjnym. Za nim jedzie samotnie zawodniczka z napisem na stroju. Długo po niej grupka innych zawodniczek w strojach z nazwiskami i POL na plecach. Na kolejnych pętlach doganiają mnie bez trudu zawodnicy w podobnych strojach z napisami. Potem jednak mijają mnie znajomi, z którymi rozmawiam dłużej (Jeglin) lub pozdrawiamy się krócej (fil, Lubomir, Radek Mieszkowski). Gdy wreszcie kończę drugą pętlę pojawia się nadzieja, że i ja dogonię kogoś na rowerze. Z kilometra na kilometr odległość między mną, a inną zawodniczką zmniejsza się. Dojeżdżamy do miasta i sędzia kieruje mnie w złym kierunku. Chwila zawahania, wyhamowuję i już nie udaje mi się dojść tej dziewczyny. Trudno. Zmagam się jeszcze raz z wiatrem i bólem pleców na trzeciej pętli rowerowej. Teraz już wiem, że mam skręcić w prawo żeby dojechać na rynek, zostawić rower i zmienić buty. Zabieram jeszcze ze sobą żel węglowodanowy łudząc się nadzieję, że doda mi sił na biegu. Teraz mam do pokonania prawie 11 km w 6 pętlach. Za każdym razem gdy przebiegam obok maty pomiarowej na rynku słyszę głośny doping Moni: „Dawaj, Renia. Dawaj!”. Na pętlach ciągle mnie ktoś wyprzedza, bo czołówka mężczyzn jest gdzieś w połowie biegu, a kobiet już zmierza do mety. Wydaje mi się, że wszyscy wokół biegną jakimś niesamowitym tempem. Przy tych wysmukłych, opalonych młodzikach gnających do mety, czuję się jak żółw. Wreszcie trochę się uspokaja, wrzawa cichnie i zostajemy my amatorzy. Część biegnie trochę szybciej, część tak jak ja. Kilka osób nawet udaje mi się dogonić. Ostatnia prosta i ja też rozwijam skrzydła do finiszu.

Za metą jest już kilkoro znajomych. Czekam jeszcze na Darka, który powinien zaraz też nadbiec i wszyscy razem idziemy po odbiór rzeczy ze strefy zmian. Jakie było nasze zaskoczenie gdy wśród koszyków znajdujemy także worki ze spakowanymi rzeczami pozostawionymi w strefie po pływaniu. Oznacza to, że nie musimy już wracać nad jezioro. Przebieramy się w pozostawionym przy rynku samochodzie i wracamy na posiłek regeneracyjny. W tym czasie zakończyła się dekoracja zwycięzców, organizatorzy zebrali z rynku oznaczenia tras i strefy zmian. Kibice poszli do domu, zawodnicy rozeszli się. Miasteczko wróciło do swojego dawnego wyglądu, znów było sennym, pustym miasteczkiem, w którym nic się nie dzieje. Zamówiliśmy pizzę w lokalu, w którym organizator zapewniał zupę po zawodach. Przy stolikach obok toczyły się rozmowy o niedawno zakończonych zmaganiach, niektórzy chodzili jeszcze w strojach startowych. Wśród gości kręciła się energiczna kelnerka usiłując opanować sytuację. Wreszcie doczekaliśmy się na naszą pizzę i posileni mogliśmy wracać do domu. Na zupełnie pustym rynku na tablicy ogłoszeń oglądam jeszcze przyczepione wyniki zawodów. Podeszłam obejrzeć je z ciekawości. Startowało 22 kobiety. Nie było nikogo w mojej kategorii wiekowej. Po pływaniu byłam przedostatnia, a na biegu wyprzedziłam jedną dziewczynę.

Wyniki kobiet

Darkowi przyszło rywalizować ze 135 zawodnikami. Zajął 27 miejsce w swojej kategorii wiekowej. Oboje zmieściliśmy się z łącznym czasem poniżej 3 godzin. Darek był szybszy ode mnie o 1 minutę.

Wyniki mężczyzn