imprezy:

II Duathlon Młociński 14.02.2009

tekst : DAR
zdjęcia: Renata, Luiza, Mariusz Balcerzak.
W Australii szaleją pożary, a temperatura powietrza jest w okolicach prawie 40 stopni. U nas od piątkowego popołudnia wszechobecna wilgoć, temperatura zero stopni i pada śnieg. Całe popołudnie pada drobny śnieg. Najpierw śnieg topnieje, potem już nie i utrzymuje się coraz większa warstwa. Do wieczora napadało po kostki. Wychodząc z pracy dzwonię do Sylwka, który mieszka blisko Młocin. Mam nadzieję, że może był tam z ciekawości i sprawdził jakie są warunki na trasie jutrzejszego dutahlonu, w którym będziemy oboje brać udział. Darek w tym czasie sprawdza prognozę pogody i zaczyna dokonywać kolejnych zmian w sprzęcie. Najpierw w moim rowerze po wczorajszej zmianie opon na bardziej terenowy bieżnik, zmienia jeszcze raz dętkę, z której uciekło przez noc powietrze. W swoim rowerze zmienia opony z semi-slick’ów na bardziej agresywne. W moim rowerze już nic więcej nie da się wymienić, można tylko wyregulować przerzutkę. Dobre i to. Teraz zostaje tylko czekać co będzie dalej: czy śnieg stopnieje do jutra i będzie błoto, czy chwyci mróz i będzie zmarznięte błoto.
W ramach odprężenia się przed jutrzejszymi zawodami spotykamy się w dawnym Tea-Arcie z Pitem, Kociembą i Bartkiem. Pośmialiśmy się jak to zwykle z Kociembą i czas wracać do domu. Bartek, który też jutro startuje, nie oponuje i wychodzimy z herbaciarni, podczas gdy imprezy przy innych stolikach dopiero zaczynają się rozkręcać.

Rano od razu rzucamy się do okien zobaczyć jakie warunki. Wszędzie biało i śnieg dalej prószy. Nic już nie zmieniamy przy rowerach, bo już nie mamy na co i jedziemy na Młociny. Las tonie w śniegu, jest bajkowo.
Wokół Adama, głównego organizatora dzisiejszego duathlonu zbiera się grupka zapaleńców
Najpierw dostajemy numery startowe w postaci kartki A4 włożonej w foliową koszulkę do segregatorów, do tego pół metra białej gumki (no wiecie, takiej do majtek). Gumkę mamy sobie przewlec przez dziurki od koszulki i zawiązać wokół pasa. Na bieg numer umieszczamy z przodu, na rower z tyłu. Patent z gumką prosty i skuteczny ma zastępować sposób umieszczania numeru na specjalnym pasku stosowany podczas triathlonu. Do kompletu numeru startowego należą też cztery samoprzylepne mniejsze karteczki do przyklejenia na kask rowerowy i na inne elementy stroju. Oklejeni i onumerowani udajemy się z całym sprzętem na linię startu/mety. Po drodze Adam wyjaśnia zasady poruszania się w strefie zmian. Jeszcze kilka minut i już stoi grupka stłoczona przed startem
Adam rysuje na śniegu linię startu i daje sygnał - ruszamy na pierwszy etap: dwie pętle biegiem. Niektórzy ruszyli ostro jakby to był bieg tylko na jedną pętlę, ale po około 200 metrach stawka się rozciągnęła i każdy znalazł swoje miejsce na trasie. Teraz następuje etap udeptywania wąskiej na jednego biegacza ścieżki w świeżym śniegu.
Na drugiej pętli gdy nadal biegnę dwa kroki za ester, a tuż za mną Darek, zauważam kątem oka niebieską kurtkę, która zaczyna nas wyprzedzać. Tak, to żuczek, a za nią wyskakuje w szarej kurtce and. Nie dziwię się, że trzymają się razem. Tylko dlaczego tak nagle przyspieszyły? A może to my zwolniliśmy. Nieważne, jest jeszcze dużo kilometrów przed nami, nie warto się teraz ścigać. Ale, ale może jednak lekko przyspieszyć. No dobrze, wyprzedzę tylko ester. Na metę pierwszego etapu wbiegamy właśnie w takiej kolejności: żuczek, and, ja z Darkiem i ester. A był jeszcze gdzieś przed nami Maciaszczyk, ale ja głównie obserwuję potencjalne rywalki, kolejność kolegów mnie mniej interesuje. OK, teraz muszę zmienić buty z biegowych na rowerowe, a przed zdjęciem biegowych, a założeniem rowerowych wkładam jeszcze cienkie dodatkowe spodenki rowerowe. Podczas mojego ubierania się żuczek zmieniła migiem buty i tyle ją widziałam. And nie zmieniała butów na rower wiec wiedziałam, że ze strefy zmian wyjedzie szybciej ode mnie. Nie widzę ester, nie wiem gdzie zostawiła rower. Jeszcze łyk picia i biegnę z rowerem.
Darek dogania mnie.
i jedziemy. Początek ostrożnie i wolno, nie wiem jak się zachowa rower na tym rozjeżdżonym śniegu przy parkingu. Jest wyboiście i ślisko. Zaczyna się pętla za drugim szlabanem. Tutaj też jedziemy wolno, co jakiś czas zarzuca mi tylne koło, kilka razy razem z tańczącym rowerem jestem bliska upadku. Na szczęście udaje mi się wyprowadzić go skutecznie z każdego poślizgu. Niestety wytracamy co kilkaset metrów prędkość. Zjechanie w kopny śnieg z ubitej ścieżki kosztuje znów zwolnienie. Próbuję wjechać ponownie na ścieżkę, ale wystarczy, że koło złapie krawędź pomiędzy śliską ścieżką, a luźnym śniegiem z boku i znów rzuca całym rowerem. Po kilku takich próbach zaczynam się złościć. Wreszcie jedziemy kawałek, ale sytuacja się powtarza wielokrotnie. Jest ślisko, trzeba cały czas trzymać mocno kierownicę. Wreszcie jest pierwsza pętla.
Jeszcze tylko pięć takich. Po trzeciej bolą mnie już dłonie od ściskania kierownicy. Nie mogę jej puścić nawet na chwilę, np. gdy chciałam zapiąć kurtkę, którą miała rozpięta pod szyją na biegu. Teraz przydałoby się mieć ja zapiętą, ale niestety może to zakończyć się upadkiem, dlatego trzymam kierownicę obydwoma rękoma i nie myślę o zapinaniu kurtki, czy nawet wytarciu zasmarkanego nosa. Trudno, nie ma możliwości, to nie ma. Przy linii startu/mety gdzie Adam mierzy międzyczasy czeka Luiza z Olą i Maszą.
Luizę poprosiłam o podanie żelu po trzeciej pętli. Nie jest mi jednak ani potrzebny, nasze tempo jazdy nie jest specjalnie wyczerpujące, ani też nie jest to możliwe, bo ręce muszę mieć jak przyspawane do kierownicy w każdym momencie jazdy. Chwila rozproszenia i wywrotka gotowa. Na czwartej pętli zaczynają mi doskwierać plecy, poprzez ciągłe napięcie całego ciała podczas takiej niepewnej jazdy, czuję przykry przykurcz mięśni grzbietu. Przed nami jeszcze dwa kółka tej szalonej jazdy w ciągłych poślizgach. Naszym paralitycznym próbom utrzymania się na wąskiej ścieżce przyglądają się biegnący swój trening w przeciwną stronę dwaj klubowi koledzy: ours brun i Darek Rosa. Ours za każdym razem nas dopingował: Brawo Renata! Brawo Darek! Nie mogę dać plamy, trzymam mocno kierownicę i jadę. Mijamy też co jakiś czas spacerowiczów: samotnych, rodziny z dziećmi w wózkach, na sankach. Za każdym razem gdy się zbliżaliśmy krzyczałam z całych sił: Uwagaaa! Ludzie wtedy schodzili ze ścieżki, po której jechaliśmy. Bałam się, że przy możliwej w każdej chwili wywrotce wpadnę na jakieś dziecko. Potem już ci sami ludzie, których mijaliśmy ponownie sami ustępowali nam miejsca. Po drodze mijali nas też co jakiś czas inni zawodnicy, ale w pewnym momencie, mignęła mi też niebieska kurtka żuczka. No tak, żuczek jechała świetnie technicznie i pruła do przodu na swoim rowerze na równi z chłopakami. Można się było tego spodziewać: wprawiona w startach MTB w Mazovii miała duże doświadczenie jazdy w trudnych warunkach. Nasze ostatnie kółko rowerem to dogonienie żuczka, ale już biegnącej do mety. A przed nami jeszcze pętla biegiem. Zdejmuję szybko buty rowerowe i zakładam biegowe. Stały na padającym śniegu i są mokre, w środku też. Zawiązuję mokre sznurówki na raz, wstaję i biegnę. Darek jeszcze się szarpie ze swoimi butami, ale mnie szybko dogoni. Po kilkuset metrach zatrzymuję się zawiązać lewy but, za jakiś czas prawy. Potem jest mi już wszystko jedno i z prawie rozwiązanymi butami biegnę dalej. Na szczęście nogi nieco mi się już zagrzały i nie mam już wrażenia takiego jak na początku po założeniu mokrych butów, że w każdym jest co najmniej po kilogramie zimnego śniegu, który mnie uwiera w stopy. Nawet zdobywam się na efektowny finisz na ostatnich 10 metrach. Darek jest za mną dwa kroki, ale czasy mamy takie same. Nasza partnerska umowa o nie wyprzedzaniu została dotrzymana przez Darka, za co jestem mu ogromnie wdzięczna. Musiał co prawda wysłuchać przez całą rowerową część wszystkich moich pokrzykiwań, złorzeczenia na ten piekielnie nie sterowalny na śliskim śniegu sprzęt. Tylko w czasie biegu już mi się chciało nic mówić i wytrwałam do końca. Najważniejsze, że na mecie byliśmy cali i uniknęliśmy upadku.
Na koniec niespodzianka: po medalu za ukończenie tego karkołomnego zadania:
7 km biegu + 21 km roweru + 3,5 km biegu.